Artykuły / Hell's Angel z Zygodowic

Sz. Serwatka | Przegląd Lotniczy nr 5/2000
Wadowice stały się sławne dzięki Papieżowi Polakowi. Dla fascynatów lotniczych historii miasto to powinno zasługiwać na uwagę także dlatego, że w Muzeum Ziemi Wadowickiej istnieje najbardziej profesjonalna w Polsce wystawa poświęcona amerykańskiej załodze zestrzelonej na Polską. Jest ona prywatną ekspozycją Zygmunta Krausa.

Zygmunt Kraus jest znanym wadowickim kolekcjonerem. Pobyt w latach 80-tych w Chicago zetknął go z lotnikami i od tej pory zaczął zbierać pamiątki po amerykańskich samolotach walczących na polskim niebie. Owocem tych działań jest otwarta w 1991 roku wystawa poświęcona m.in. załodze bombowca B-24 "Liberator", który rozbił się w niedalekich Zygodowicach. Na podstawie kontaktów z członkami tej załogi, którzy ocaleli z katastrofy i żyją do dziś oraz relacji naocznych świadków, Kraus odtworzył historię ostatniego lotu "Liberatora" nr 42-51139 z 485 Grupy Bombowej o nazwie własnej "Hell's Angel".

13 września 1944 roku celem armady 15 Armii Powietrznej USAAF były zakłady przemysłu paliwowego na Śląsku. Ponad osiemset samolotów, w tym połowa bombowców, wyruszyło z Włoch trasą na północ. 485 Grupa Bombowa skierowała się nad zakłady w Oświęcimiu. Rezultatem bombardowania były następne uszkodzenia oświęcimskiej rafinerii oraz straty na terenie obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Zginęło kilkudziesięciu więźniów oraz piętnastu SS-manów. Rannych więźniów umieszczono w szpitalu obozowym. Następnego dnia wręczono im kwiaty oraz podano sute posiłki. W takiej oprawie rannych wizytował komendant obozu w asyście hitlerowskich fotoreporterów dokumentujących "barbarzyństwo" amerykańskiego lotnictwa.

Przed startem niektórzy lotnicy z "Hell's Angel" obawiali się tego lotu, gdyż uznali datę za pechową. Ostatecznie jednak wiara we własne siły i doświadczenie przeważyły. Ten nalot był ostatnim z pięćdziesięciu i po jego ukończeniu mieli wracać do domu: pilot kpt. Lawrence, drugi pilot por. Hall, nawigator por. Winter, bombardier por. Pratt, radiooperator sierż. Eggers oraz tylny strzelec sierż. Nitsche. Pozostałą część załogi stanowili: nawigator obsługujący radar por. Canin, oficer przechodzący szkolenie na nawigatora prowadzącego formację por. Blodgett, strzelec górny sierż. Christensen, strzelec boczny sierż. Kaplan. Najstarszym członkiem załogi był boczny strzelec sierżant MacDonald. Miał 27 lat, lecz jego czarne włosy były już przyprószone siwizną - rezultat kilku miesięcy frontowej służby.

Nawigator Winter wspomina, że lot do celu był długi - prawie cztery godziny. Około południa samolot osiągnął punkt początkowy nalotu (IP - Initial Point) i skierował się nad cel na wysokości 20000 stóp. Nad celem, wkrótce po godzinie 11:00, amerykańska formacja dostał się w ostrzał przeciwlotniczy, który trwał 7-8 minut.

Christensen pamięta, że ich samolot był nowy i błyszczący od aluminium. Miał dopiero mieć namalowaną nazwę na nosie. Christensen był w górnej wieżyczce wypatrując wrogich myśliwców. W pewnym momencie ujrzał, jak ich "Liberator" kieruje się prosto w obszar gęstego ognia przeciwlotniczego - był przekonany, że dostaną trafienie. Poprosił o spadochron, ale w wieżyczce było za ciasno, żeby go założyć. Nie trzeba było długo czekać na dalsze wydarzenia. Samolot dostał w prawe skrzydło. Winter krzyknął w interkom, że silnik nr 3 zmienił się w kupę poskręcanego żelastwa. MacDonald starał się przekrzyczeć zdenerwowane głosy zagrożonych lotników. Christensen wypadł z wieżyczki i stracił nad sobą kontrolę, gdyż przez nieuwagę odciął sobie dopływ tlenu. Gdyby nie koledzy, z pewnością nie przeżyłby. Ktoś z tyłu pomógł mu założyć spadochron i wypchnął z samolotu przez otwarty luk bombowy. Lotnicy z innych załóg zawsze mieli obowiązek obserwacji zestrzelonych maszyn, aby ocenić szanse przeżycia kolegów i sporządzić raporty. Sierż. Allen z innej załogi 485 Grupy Bombowej meldował, że samolot Lawrence'a dostał w silniki nr 3 i 4 i wpadł w korkociąg tuż po pozbyciu się bomb. Dwóch lotników wyskoczyło na pewno, potem samolot zaczął się rozpadać, uderzył w ziemię, eksplodował i spłonął.

Kto przeżył, a kto zginął, udało się ustalić ostatecznie dopiero po wyzwoleniu ocalałych lotników z niemieckiej niewoli. Z dziś pożółkłych raportów płynie dalsza część tej tragicznej historii. Winter pisał, że wyskoczył razem z Prattem z dziobu. Pomimo braku rozkazu do skoku zdecydowali się na ten krok, gdy na pedałach steru kierunku nie widać było stóp ani pierwszego, ani drugiego pilota. W tym samym czasie z komory bombowej został wypchnięty Christensen, a tuż za nim skoczyli Canin i por. Blodgett. Blodgett tak opisał ostatnie chwile na pokładzie "Hell's Angel": "Moje stanowisko było za pilotami. Kiedy boczny strzelec poinformował o płonącym silniku, zszedłem do komory bombowej z gaśnicą. Nie było ani alarmowego dzwonka, ani rozkazu przez interkom, aby opuścić samolot. Por. Canin był ostatnią osobą, która opuściła bombowiec i musiał użyć wszystkich sił, żeby się wydostać, gdyż wtedy właśnie "Liberator" wpadł w korkociąg. Lawrence i Hall ostatni raz byli widziani w kabinie pilotów, gotowi do skoku. Najprawdopodobniej, tak jak lotników z tylnej części samolotu, korkociąg uwięził ich w spadającej maszynie. Po otwarciu mojego spadochronu nie zobaczyłem już naszego Liberatora, ale smuga dymu ciągnęła się na południowy wschód." Nad Zygodowicami maszyna eksplodowała. Lawrence, Hall, MacDonald, Eggers, Kaplan i Nitsche zginęli.

Naoczny świadek upadku samolotu, Ferdynand Bałys z Zygodowic wspomina: "Musiało być około południa. Pamiętam, jak mama krzyczała, żeby nigdzie nie biec, bo obiad na stole. Ten samolot stawał się coraz większy, widać było, że nie może utrzymać wysokości. Lśnił w słońcu tak, że ledwo można było na niego patrzeć. Kołysał się na boki, silniki ryczały przeraźliwie, jakby to było ranne zwierzę." Samolot ciągnął za sobą ogon płonącego paliwa. Zanim bombowiec uderzył o ziemię, kadłub samolotu przełamał się i świadkowie widzieli, jak ze środka wypadają bezwładne figurki lotników. Silniki ze śmigłami z rozpędu przeleciały jeszcze z kilometr dalej. Warkocz dymu na długo został w powietrzu. W oddali widoczne były powoli opadające spadochrony tych Amerykanów, którzy przeżyli. Jedyną ofiarą cywilną była mieszkanka Zygodowic, poparzona płonącym paliwem.

Poległych pochowano niedaleko miejsca katastrofy. Okoliczni mieszkańcy postawili na grobie brzozowy krzyż i ogrodzili mogiłę. W 1947 roku do Zygodowic przyjechali amerykańscy oficerowie z misją ekshumacji poległych. Szczątki lotników przeniesiono na Amerykański Cmentarz Wojskowy w Belgii i do USA. Jeszcze w czasie wojny grób był miejscem pielgrzymek okolicznej ludności. Po wyzwoleniu postanowiono postawić pomnik ku czci załogi "Hell's Angel". Pamięć o poległych była nie w smak władzy ludowej i zapewne z tego powodu w latach 50-tych domy w Zygodowicach i okolicy przeszukiwało UB. Zabrano większość pozostałości po bombowcu w przekonaniu, że w ten sposób zaneguje się historię niesłusznych politycznie sojuszników.

Prawie się to udało. Na blisko pięćdziesiąt lat tragiczna historia pogrążyła się w zapomnieniu. Odżyła ona dzięki Zygmuntowi Krausowi, dzięki którego inicjatywie powstała ekspozycja w Wadowicach, a w miejscu katastrofy w 1991 roku postawiono pomnik. W 1994 na zaproszenie Krausa oba miejsca odwiedził Vernon Christiansen, jeden z ocalałych lotników z "Hell's Angel".

Eksponaty na wystawie w wadowickim muzeum są niezwykłe. Wiele pochodzi z poszukiwań w ziemi na miejscu katastrofy, część od mieszkańców okolicznych wsi, inne to rzeczy osobiste lotników z "Hell's Angel". Na szczególną uwagę zasługuje manekin z kompletnym ubiorem amerykańskiego lotnika oraz oryginalne śmigło stosowane w bombowcach typu "Liberator", podarowane przez amerykańskich przyjaciół. Są to eksponaty, o które mogłoby być zazdrosne niejedno (nie tylko polskie) muzeum.






Fragmenty wystawy w Muzeum Ziemi Wadowickiej, prezentującej m.in. pamiątki po załodze zestrzelonego w dniu 13 września 1944 roku nad Zygodowicami bombowca Consolidated B-24H "Liberator" s/n 42-51139 "Hell's Angel" z 485 Grupy Bombowej USAAF. Wszystkie te wspaniałe eksponaty są własnością kolekcjonera Zygmunta Krausa.
(zdjęcia: Zygmunt Kraus)


Autor wyraża podziękowania Zygmuntowi Krausowi za udostępnienie materiałów i zdjęć do niniejszego artykułu.
Powrót >>